WYWIAD::
Dajmy żyć kapitalistom, a pracy będzie w
bród
|
Za
mało mamy rynku, za mało mechanizmów cenowych, za mało
konkurencji w naszym życiu gospodarczym. A przede
wszystkim brakuje w Polsce warunków do rozwoju małej
przedsiębiorczości, jakie stworzył chociażby Ronald
Reagan w latach osiemdziesiątych w Stanach
Zjednoczonych. Mała i średnia przedsiębiorczość to jest
niewyobrażalne źródło nowych miejsc pracy. |
|
|
|
|
| Z prof. Witoldem Kwaśnickim, wykładowcą w Instytucie Nauk
Ekonomicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, rozmawia Joanna
Jakubowska
- "Trzeba pogodzić się z
wysokim poziomem bezrobocia, bo postęp technologiczny powoduje
naturalne znikanie z rynku różnych profesji” - takie opinie
upowszechnia się w Polsce. Czy to jest prawda? - Istnieją pewne
analogie pomiędzy okresem pierwszych dekad rewolucji przemysłowej,
czyli końca XVIII i początku XIX wieku, a tym, czego doświadczamy
obecnie. Jest teraz mniej więcej porównywalne tempo wdrażania
różnego rodzaju innowacji. I to rodzi różne obawy. Czy właśnie ten
szybki postęp technologiczny nie spowoduje obniżenia czy
zredukowania liczby miejsc pracy. Jednak doświadczenia
historyczne pokazują, że nasze obawy są bezpodstawne. Z reguły jest
tak, że niektóre zawody tracą na znaczeniu i wtedy liczba miejsc
pracy jest redukowana, ale z nawiązką jest to rekompensowane przez
nowe zawody. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie zawody pojawią
się w najbliższej przyszłości, ale z pewnością możemy powiedzieć, że
w momencie, kiedy tylko będą działały te mechanizmy cenowe, o
których mówią liberałowie i zwolennicy wolnego rynku, to w tym
momencie wystąpi presja ze strony rynku. Ludzie zaczną wymyślać "a
co by tu można zrobić lepiej, inaczej” i w tym momencie powstaną
nowe zawody. Takie, których w ogóle nie jesteśmy w stanie sobie
wyobrazić. Bo kreatywność ludzka jest nieograniczona. - Wiele
osób w Polsce ma pretensje do przedsiębiorców, że "nie są nastawieni
na dawanie pracy”. Czy kapitaliści mają takie obowiązki wobec
społeczeństwa? - To są pewne kalki myślowe, które chyba
nieświadomie są przenoszone z poprzedniej epoki. Czy kapitalista
musi dawać pracę? On niczego nie daje, tylko myśli w kategoriach
swojego interesu i przy tej okazji on tę pracę tworzy. Ale nikomu
nie robi łaski i nikomu nie "daje pracy”. On nie musi tego robić. On
to robi dla siebie, a przy okazji robi dobrze dla tych, którzy
poszukują zatrudnienia. To jest tak, jak w klasycznej już idei
Bernarda Mandeville'a, czy Adama Smitha albo Adama Fergusona, która
mówi, że człowiek dbając o swój własny interes najlepiej zaspokaja
pewne oczekiwania i potrzeby społeczne, potrzeby innych
ludzi.
- Skoro rynek jest w stanie wszystko uregulowć, to
dlaczego w Polsce od kilku lat jest tak wysokie bezrobocie? -
Odpowiem, jak odpowiedzieć może liberał: bo jest za mało rynku, za
mało jest mechanizmów cenowych, za mało konkurencji w naszym życiu
gospodarczym, a przede wszystkim brakuje w Polsce warunków do
rozwoju małej przedsiębiorczości, jakie stworzył chociażby Ronald
Reagan w latach osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych. Mała i
średnia przedsiębiorczość to jest niewyobrażalne źródło nowych
miejsc pracy. A w Polsce wprowadza się coraz to większe bariery. I
coraz to więcej ludzi, którzy mogliby otworzyć jakieś swoje małe
przedsiębiorstwo i wykazać się inicjatywą jest po prostu
zniechęconych. Długa procedura rejestracyjna, mnóstwo
biurokratycznych, obowiązkowych papierów, które trzeba wypełnić - to
zniechęca ludzi.
- Przedsiębiorcy za jedną z głównych barier
zatrudnienia wskazują wysokie pozapłacowe koszty pracy. - Dlatego
trzeba zmniejszyć obciążenia przedsiębiorców, związane z
koniecznością zaspokojenia określonych oczekiwań
społecznych.
- Ale jak to zrobić, skoro emerytów przybywa, w
systemie wciąż brakuje pieniędzy? Co zrobić z ZUS-em? - Pieniędzy
zawsze będzie brakowało, jeśli system nie będzie oparty na
mechanizmach rynkowych, tylko roszczeniowych. Pieniędzy zawsze
będzie brakowało, bo one są marnowane. W zasadzie można by
powiedzieć, że tych pieniędzy, które przeznacza się na osłonę
społeczną, na służbę zdrowia, mogłoby spokojnie wystarczyć, gdyby
były one wykorzystywane efektywnie, a nie były marnotrawione. Można
spokojnie szacować, że 30-40 procent tych funduszy jest
marnotrawione przez proces biurokratyczny i różnego rodzaju
patologie, które są w tym procesie ewidentnie widoczne, a często
opisywane przez dziennikarzy. I to się odbija jak groch od ściany.
Nie ma żadnych reakcji. I to jest chyba najgorsze, że bardzo wielu
ludzi zwraca uwagę na pewne patologiczne sytuacje i na to nie ma
żadnej odpowiedzi, żadnego odzewu ze strony oficjalnych instytucji.
Tak, jakby nie było żadnego problemu. Wszyscy chowają głowę w
piasek.
- Dlatego, że zachowanie obecnego status quo
zaszkodziłoby różnym grupom interesów? - W dużym stopniu stoi za
tym pewna sieć powiązań, sieć zmów: jeden drugiego chroni. To jest
to, co się często nazywa kapitalizmem kolesiów.
- Dlatego
politycy boją się liberalnych zmian? - Trudno mi powiedzieć, czy
dlatego. Może po prostu jest im tak wygodniej, bo jak jest źle, to
mają okazję pokazać, jak ważna jest ich rola w kreowaniu społecznej
rzeczywistości. Pokazuję wtedy, że coś robią. Podejmują decyzje, a
nie pozostawiają tych decyzji wolnemu rynkowi, jako bezosobowemu
mechanizmowi.
- Czy nie wydaje się panu, że w Polsce nigdy
nie było dobrego klimatu dla rynkowych zmian. Trudno wyrasta się z
socjalizmu... - Myślę, że tutaj musi nastąpić zmiana generacyjna.
Naprawdę wyraźnie widać zmianę stylu myślenia w młodym pokoleniu
Polaków. Myślę, że widoczną analogią można tu poczynić do historii
biblijnej: Mojżesz musiał przez 40 lat trzymać naród wybrany na
pustyni, żeby dokonała się w nim zmiana generacyjna, żeby starsze
pokolenia zapomniało tę rzeczywistość, którą żyło w niewoli
egipskiej, a ci, którzy mieli tworzyć nową rzeczywistość, żeby ja
kreowali.
- Profesor Jan Winiecki twierdzi, że w przyszłych
wyborach radykalny liberał znów nie będzie miał na kogo głosować.
Zgadza się pan z nim? - W dużym stopniu tak, chociaż chyba
najbliższą myśleniu liberalnemu jest Platforma Obywatelska, ale
trzeba sobie też zdawać sprawę, że - jak pokazuje doświadczenie -
idee liberalne niejako z definicji nie mogą być popularne w
społeczeństwie, bo one proponują rzeczy, których ludzie z reguły się
boją. Bo idee liberalne proponują: odpowiedzialność i ciężką
pozytywistyczną pracę w długim okresie. To dopiero daje rezultaty. A
w momencie, kiedy coś takiego ludziom się proponuje, to znacznie
łatwiej przyjmą oni obietnice, które są dawane bez pokrycia przez
populistów.
- Ale w wielu krajach, głównie anglosaskich, nie
bano sie liberalizmu. Te kraje maja się lepiej, niż reszta
Europy. - Można osiągnąć taki efekt, ale to musi być pewna
zaszłość historyczna. Tego się nie da zbudować w ciągu dziesięciu
-piętnastu lat. Przez to muszą przejść generacje, musi następować
przekazywanie z pokolenia na pokolenie pewnych wzorców zachowań i
świadomości, że jednak praca w długim okresie po prostu
popłaca.
- Co dalej z tą Polską? - Ja jestem optymistą.
Jeżeli tylko pozwoli się ludziom wykazać inicjatywą, to naprawdę
będą w stanie doskonale to wykorzystać. Świadczą o tym dwa epizody,
które u nas się wydarzyły: jeden sprzed piętnastu lat, gdy został
wprowadzony plan Balcerowicza. Wtedy ludzie wykazali się ogromną
inicjatywą i przedsiębiorczością. W ciągu paru lat widać to było na
naszych półkach sklepowych. No mi teraz, kiedy po 1 maja 2004, gdy
wydawało się, że polski przedsiębiorca i polski rolnik mogą mieć
ogromne problemy ze znalezieniem się w nowej rzeczywistości
europejskiej. I cóż się okazało? Okazało się, że oni doskonale
umieli się znaleźć po 1 maja 2004 i zarówno polscy rolnicy jak i
polscy przedsiębiorcy, odnoszą sukces. Widać więc, że jeżeli tylko
pozwoli się ludziom wykazać, to wszystko będzie dobrze. Ważne jest,
żeby nie gadać o tym i tworzyć różnego rodzaju programy wspierania
przedsiębiorczości w rodzaju planu Hausnera, który potem jest
okrajany, tylko niekiedy trzeba tupnąć nogą, wykazać się pewną siłą
perswazji i wprowadzić ten program w życie tak, jak zrobił to
Balcerowicz w 1990 roku. On to zrobił zdając sobie sprawę, że to nie
będzie popularne, ale podjął tę decyzję, tak w 1948 roku zrobił
Ludwik Erhard* wbrew opiniom swoich kolegów z partii i wbrew pewnym
presjom ze strony Amerykanów i Brytyjczyków. A on pokazał, że da się
zrobić. Historia to zapamiętała i wszyscy wiedzą, kto to jest Erhard
(a jak ktoś nie wie, niech zerknie do ramki - dop. red.). Ja mam
nadzieję, że za jakiś czas wszyscy będą wiedzieli i w samych dobrych
słowach będą mówili o Leszku Balcerowiczu.
Ostatnie zmiany: 18. Marca 2005 19:33
|
|