nto.pl  WYBORY                     

 

 

 

 

     Niedziela 02 października 2005

 

 

Powrót

 

Powrót

 

 

 

 

 

OPINIE:: ROZMOWA DNIA

Gospodarka na drugim miejscu

 

 

 

 

 

 

 

 

Z prof. Witoldem Kwaśnickim z Instytutu Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Wrocławskiego rozmawia Joanna Jakubowska

- Jak pan widzi reformowanie kraju przez rząd PiS-PO pod kierownictwem Kazimierza Marcinkiewicza?
- Będą się ścierały dwie racje: racja socjalna, reprezentowana przez PiS, i racja rynkowa, liberalna, forsowana przez PO. Trudno wyrokować, która przeważy, ja nie widzę możliwości połączenia ich. Będzie to raczej rząd: PiS plus coś jeszcze, ale nie PO. Nieszczęściem jest bliskość wyborów prezydenckich, które będą opóźniały dojście do porozumienia. Obie strony grają taktycznie, czekając, kto zostanie prezydentem. I znów mamy stratę jednego miesiąca w rozpoczęciu radykalnych zmian.

- Jak pan ocenia program PiS-u?
- On jest bardzo mglisty, niejasny, a oceniam go negatywnie. To jest próba kontynuacji socjalnego programu, który był przedmiotem polityki poprzedniego rządu, ale troszkę innymi metodami i za pomocą innej retoryki. Generalnie te same hasła: walka z bezrobociem i biedą nie przez obniżanie podatków, ale zwiększanie wydatków. PiS raczej stawia na sferę społeczną, a nie gospodarczą, a kluczem do rozwiązania problemów Polski jest gospodarka. Rząd stworzony pod przewodnictwem PiS-u może być nieskuteczny, bo oni nie myślą o problemach gospodarczych, tylko mówią: "my tu zrobimy praworządne państwo, sprawiedliwe państwo”. A przecież sprawiedliwość jest pochodną tego, co się dzieje w gospodarce.

- Lepiej dla gospodarki byłoby, gdyby to PO zwyciężyła i tworzyła rząd?
- Gdyby PO miała wyraźną, kilkunastoprocentową przewagę nad PiS-em i stworzyła samodzielnie rząd, to byłoby najlepsze rozwiązanie dla Polski. Wtedy PO, mając potężny mandat zaufania i poparcia wyborców, mogłaby samodzielnie realizować swój program. A najważniejsze zadania to zrównoważenie budżetu i obniżenie podatków sprzyjające przedsiębiorczości.

- Jak pan widzi kierowanie rządem przez Marcinkiewicza?
- Albo będzie sterowany tak jak Buzek przez Krzaklewskiego, albo w momencie, gdy prezydentem zostanie Donald Tusk, zastąpi go Jarosław Kaczyński.

- Czekają nas cztery lata stagnacji?
- Myślę, że nie ma co tragizować. Na szczęście przez te 16 lat rozwój gospodarczy biegł swoim torem, a polityka - swoim. Politycy będą mieszać, a gospodarka będzie sobie dawała radę. Niestety, procesy polityczne i zaniechania spowalniają rozwój gospodarczy. To rzutuje na zasadniczą różnicę tempa wzrostu. Jeśli politycy nie podejmą wyzwań, będzie wzrost 3-4 proc., ale gdyby stworzyli korzystne warunki, byłoby 7-9 proc.

- PiS mówi, że "3x15” oznacza obniżkę dochodów najbiedniejszych.
- W ciągu roku czy dwóch ci biedni mogliby trochę stracić, ale w dłuższej perspektywie to się wszystkim opłaci, bo po 4-5 latach ich dochody będą znacznie wyższe, niż gdyby kontynuować to, co mamy obecnie. Przede wszystkim odbiłoby się to korzystnie na rynku pracy. W ciągu dziesięciu lat moglibyśmy mieć bezrobocie jednocyfrowe, a nie dwucyfrowe. Zauważmy, że mimo rozwoju gospodarczego bezrobocie znacznie nie spada. Po wprowadzeniu liniowego, za parę lat tym ludziom byłoby znacznie lepiej, bo przede wszystkim znaleźliby pracę.


Ostatnie zmiany: 30. Września 2005 19:30

ZOBACZ WIĘCEJ:

 

 

 

 

Wydrukuj ten artykuł bez zdjęć.     Wydrukuj ten artykuł ze zdjęciami.

  

 

 

 

 

Powrót

 

Powrót