Pierwsza połowa XIX wieku.
Posiedzenie Izby Reprezentantów.
Piękny słoneczny dzień.
Ktoś zaproponował, żeby przegłosować pomoc dla wdowy po pewnym zasłużonym oficerze marynarki. Kilku z moich kolegów miało swój dzień życia – ich płomienne przemówienia na temat odwagi denata i niedoli jego żony niemal nie doprowadziły mnie do płaczu ze wzruszenia. Już przewodniczący miał poddać wniosek pod głosowanie gdy nagle wstał Davy Crockett.
“Panie Przewodniczący – powiedział – tak samo jak moi przedmówcy, mam ogromny szacunek dla Denata i współczuję jego małżonce. Ale nie możemy pozwolić by nasz szacunek dla zmarłych oraz współczucie dla wdów sprawiły byśmy wyrządzili niesprawiedliwość żywym. Nie mam zamiaru tracić czasu by udowodnić Panom, że Kongres nie ma prawa przeznaczać tych pieniędzy na cele dobroczynne. Wszyscy to wiemy.
“Każdy z nas, indywidualnie, ma prawo oddać dowolną kwotę na cele charytatywne natomiast jako członkowie Kongresu nie mamy prawa przeznaczyć nawet dolara publicznych pieniędzy na te cele. Moi koledzy wygłosili płomienne przemowy na temat naszego długu wobec Zmarłego. Panie Przewodniczący, Zmarły żył wiele lat po wojnie i aż do śmierci sprawował urząd. Nic mi nie wiadomo, żeby rząd zalegał z jakimikolwiek płatnościami wobec niego.
“Każdy z nas wie, że nie mamy żadnego długu wobec Zmarłego. Przeznaczenie publicznych pieniędzy byłoby aktem nieprzyzwoitości i zepsucia. Nie mamy żadnego prawa do tego. Panie Przewodniczący, jak powiedziałem, każdy z nas może prywatnie przeznaczyć ile zechce na pomoc wdowie. Jestem najbiedniejszym z Reprezentantów, nie mogę poprzeć tego wniosku ale oddam na ten cel swój tygodniowy zarobek i jeśli każdy z Panów zrobi to samo, zbierzemy więcej pieniędzy niż zaproponowano we wniosku.”
Kongresmen usiadł. Nikt nie odpowiedział. Wniosek przepadł. Po zakończeniu obrad podszedłem do mojego czcigodnego kolegi i zapytałem go, co skłoniło go do tak zażartego sprzeciwu wobec wniosku. Davy odrzekł:
“Kilka lat temu stałem na schodach Kapitolu, gdy moją uwagę przyciągnęła łuna w okolicy Georgetown. Rzuciliśmy się z kolegami by ratować dobytek ludzi, ale przybyliśmy za późno. Gdy dotarliśmy na miejsce, większość domów strawił ogień. Wiele rodzin straciło tego dnia cały swój dobytek. Pamiętam widok marznących dzieci i moją bezradność. Postanowiłem im pomóc i kiedy w Kongresie złożono propozycję by przeznaczyć 20,000 dolarów na pomoc tym rodzinom, wszyscy jak jeden mąż zagłosowaliśmy jak jeden za wnioskiem.
“Następnego lata postanowiłem objechać mój okręg wyborczy, z myślą o kolejnych wyborach. Na mojej drodze napotkałem rolnika, pracującego w polu. Zatrzymałem się by z nim porozmawiać.
– Przyjacielu, rzekłem, jestem jednym z tych nieszczęśliwców, którzy kandydują do Kongresu i…
– Wiem kim Pan jest – odrzekł rolnik uprzejmie lecz chłodno – pan jest Pułkownikiem Davy Crockettem. Głosowałem na Pana w ostatnich wyborach ale niech Pan nie marnuje swojego czasu bo już więcej na Pana nie zagłosuję.
‚To zbiło mnie z pantałyku… Spytałem go czy mógłby mi wyjaśnić dlaczego zmienił opinię na mój temat.
– Otóż Panie Pułkowniku, nie wiem czy warto tracić na to czas bo nie widzę, żeby mógł Pan to jakoś naprawić. Ostatniej zimy zagłosował pan za pewnym wnioskiem, co dowodzi, że albo nie rozumie Pan Konstytucji albo brakuje Panu uczciwości lub stanowczości by stosować się do jej zasad. Cokolwiek by to nie było, nie uważam, że jest Pan właściwą osobą by mnie reprezentować. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chcę Pana urazić, uważam Pana za uczciwego człowieka ale pańska interpretacja Konstytucji zasadniczo różni się od mojej. Nie mogę na Pana zagłosować, bo Konstytucja, by była czegoś warta musi być traktowana jak święta a jej zasady przestrzegane co do joty. Człowiek, który dzierży władzę i nie rozumie zasad, których ma przestrzegać, jest tym bardziej niebezpieczny im bardziej jest uczciwszy.
– Zgadzam się ze wszystkim co Pan mówi ale nie przypominam sobie bym zeszłej zimy głosował nad jakimkolwiek zagadnieniem konstytucyjnym.
– Nie Panie Pułkowniku, nie mylę się. Choć mieszkam na wsi i rzadko podróżuję, czytam gazety. Zeszłej zimy zagłosował Pan za przeznaczeniem $20,000 dla ofiar pożaru w Georgetown, nieprawdaż?
– To prawda, ale chyba nikt nie zarzuci nam, że naszego bogatego kraju nie stać na przeznaczenie tej stosunkowo niewielkiej kwoty na pomoc cierpiącym kobietom i dzieciom. Jestem pewien, że Pan zrobiłby to samo na moim miejscu.
– Panie Pułkowniku, tu nie chodzi o wysokość kwoty ale o zasadę. Rząd powinien mieć tylko tyle, ile absolutnie potrzebuje na sprawowanie swoich podstawowych funkcji. Moc pobierania i wydawania pieniędzy jest najniebezpieczniejszą władzą jaką można powierzyć człowiekowi, szczególnie w systemie, w którym podatki pobierane są od każdego, nawet najbiedniejszych. A im biedniejszy jest człowiek tym proporcjonalnie więcej płaci. Co gorsza, w obecnym systemie w zasadzie nie wiadomo ile i na co płacimy. Tak więc by pomóc jednym, zabiera pan innym, o wiele biedniejszym.
‚Jeśli uzurpuje Pan władzę by przeznaczyć publiczne środki na cele dobroczynne, wysokość kwoty jest sprawą drugorzędną, bo zamiast $20,000, może Pan przeznaczyć $20,000,000. Konstytucja nic nie mówi o wydatkach na cele dobroczynne i nie definiuje kwoty, jaką może Pan przeznaczyć. Jeśli uznacie Państwo, że możecie decydować o tych wydatkach otworzycie drzwi dla korupcji i kumoterstwa z jednej strony, i dla grabieży z drugiej. Nie, Panie Pułkowniku, Kongres nie może mieć takiego prawa.
‚Prywatnie możecie Państwo oddawać dowolne kwoty, ale nie macie prawa wydać ani dolara z publicznych pieniędzy. Gdyby na obszarze całego kraju, spłonęło dwa razy więcej domów niż w Georgetown, ani Pan ani pańscy koledzy nawet byście nie pomyśleli, żeby przeznaczyć pieniądze na nasz ratunek. W Kongresie jest około 240 członków i gdyby każdy z Was przeznaczył swój tygodniowy zarobek na pomoc ofiarom w Georgetown, zebralibyście $13,000. A wielu z Kongresmenów mogłoby lekką ręką wydać $20,000 bez uszczuplania sakiewki.
‚Pańscy koledzy wolą jednak zatrzymać swoje pieniądze dla siebie, i jeśli gazety piszą prawdę, wydawać je na niezbyt chlubne cele. Jestem pewien, że wyborcy w Waszyngtonie przyklasnęli waszej hojności za pieniądze, które nie były wasze i nie mieliście prawa ich wydać. Jest to bardzo niebezpieczny precedens bo jeśli Kongres zacznie wykraczać ze swoją władzą poza granice wyznaczone w Konstytucji, jego władza nad nami będzie nieograniczona. Dlatego Pułkowniku, ponieważ naruszył Pan Konstytucję, już więcej na Pana nie zagłosuję.’
‚Muszę ci powiedzieć, rzekł mi Davy, że to co powiedział ten farmer wstrząsnęło mną. Pomyślałem, że jak zacznie tak chodzić po okolicy i wygadywać takie rzeczy, mogę zapomnieć o re-elekcji. Najgorsze jest to, że nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć bo byłem całkowicie przekonany że miał rację. Nie mogłem jednak tego tak zostawić więc odparłem:
– No przyjacielu, zabiłeś mi klina. Zawsze myślałem, że kieruję się Konstytucją. Przestudiowałem ją wiele razy i wysłuchałem wielu przemówień na temat władzy Kongresu, ale to co mówisz ma więcej sensu niż wszystkie te piękne przemowy moich kolegów. Gdybym wcześniej pojął to co właśnie mi wyłożyłeś, prędzej wsadziłbym rękę w ogień, niż zagłosował za tym wnioskiem. Jeśli wybaczysz mi i zagłosujesz na mnie, obiecuję, że jeśli jeszcze raz zagłosuję za jakąkolwiek propozycją niezgodną z Konstytucją, dam się zastrzelić.’
Teraz już wiesz, dlaczego sprzeciwiłem się temu wnioskowi, powiedział mi Davy, i zaproponowałem by każdy z nas oddał tygodniową zapłatę by pomóc wdowie. Wielu moich kolegów z Kongresu wydaje więcej na przyjęcia czy obiady w ekskluzywnych restauracjach. Wielu z nich w pięknych przemówieniach popierało wniosek by pomóc wdowie z publicznych pieniędzy. Jednak żaden z nich nie przyjął mojej propozycji. Ci panowie traktują cudze pieniądze jak śmieci, ale by pozyskać je dla siebie gotowi są poświęcić swój honor, uczciwość i poczucie sprawiedliwości.