Josif Brodski. W 20. rocznicę śmierci noblisty
Josif Brodski, przekład Anna Kołyszko
(za http://wyborcza.pl/magazyn/1,150174,19519785,josif-brodski-w-20-rocznice-smierci-noblisty.html)
23.01.2016 01:01
Choćby Państwo zebrali jak najliczniejsze, jak najbardziej niepodważalne dowody, że znaleźli się wśród przegranych, proszę temu przeczyć, dopóki usta mogą wyszeptać “nie”
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Duch niepokorny, wieczny buntownik, mędrzec i ironista. Facet, który rozumie świat – pisano o jednym z największych rosyjskich i amerykańskich poetów i eseistów XX wieku. 28 lat temu, w 1988 roku, Brodski wygłosił mowę pożegnalną dla absolwentów Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor.
Czy wiem coś o życiu, czym mógłbym się przysłużyć lub pomóc, a jeżeli tak, to czy jest jakiś sposób, żeby to Państwu przekazać?
Odpowiedź na pierwsze pytanie chyba brzmi “tak” – nie tyle dlatego, że człowiek w moim wieku ma prawo przechytrzyć każdego z Państwa w egzystencjalnych szachach. Ile dlatego, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zdążył się znużyć większością rzeczy, do których Państwo dążą. (Chociażby o tym zmęczeniu powinno się przypominać młodym, ponieważ stanowi nieodłączny rys zarówno ich ewentualnego sukcesu, jak porażki; taka wiedza może pozwolić im lepiej się delektować tryumfem oraz lepiej zwietrzyć przegraną).
Co do drugiego pytania, doprawdy się zastanawiam. Przykład wspomnianych wyżej przykazań może stropić każdego, kto wygłasza mowę absolutoryjną dla młodzieży rozpoczynającej samodzielne życie, gdyż dziesięcioro przykazań stanowiło taką właśnie mowę skierowaną do wkraczającego w samodzielne życie Człowieka.
Istnieje jednak przezroczysty mur między pokoleniami lub, jak kto woli, żelazna kurtyna ironii, przejrzysty welon, który nie przepuszcza niemal całkowicie doświadczenia. Co najwyżej okruchy podszeptów. Proszę więc przyjąć moje dzisiejsze słowa wyłącznie jako okruchy – wierzchołki kilku, że się tak wyrażę, gór lodowych, a nie góry Synaj.
Nie jestem bowiem Mojżeszem ani Państwo nie są biblijnymi Żydami; przede mną leży jedynie garść wyrywkowych zapisków nagryzmolonych w żółtym notatniku gdzieś w Kalifornii – a nie kamienne tablice.
Można je zignorować, jeśli się zechce, zakwestionować, jeśli się musi, zapomnieć, jeśli nie da się temu zapobiec – nie ma w nich nic z imperatywu. Jeżeli część z nich teraz lub w przyszłości się Państwu przyda, będę rad. Jeżeli nie, mój gniew Państwa nie dosięgnie.
***
1. Teraz i w przyszłości chyba opłaci się Państwu skupić na precyzji języka. Proszę rozszerzać i traktować swoje słownictwo tak, jak traktują Państwo konto bankowe. Proszę zwracać na nie baczną uwagę i starać się pomnażać wpływy. Rzecz nie w tym, by rozwinąć sypialnianą sztukę konwersacji albo sukcesy zawodowe – chociaż skutki mogą i to przynieść – lub stać się salonowymi erudytami.
Rzecz w tym, by nauczyć się wysławiać w sposób możliwie pełny i precyzyjny; słowem, chodzi o zachowanie równowagi wewnętrznej. Albowiem nagromadzenie rzeczy niewysłowionych, nie dość dobrze wyartykułowanych, prowadzi do nerwicy. Dzień w dzień mnóstwo rzeczy bombarduje naszą psychikę; a środek wyrazu pozostaje ten sam. Artykulacja nie nadąża za doświadczeniem. Cierpi na tym psychika. Uczucia, niuanse, myśli, spostrzeżenia, które pozostają nienazwane, niewyrażone bądź niezadowolone z przybliżonych określeń, tkwią zdławione w człowieku i mogą doprowadzić do eksplozji psychicznej lub do implozji. Aby tego uniknąć, nie trzeba zostawać molem książkowym. Wystarczy nabyć słownik i dzień w dzień go czytać – a czasem sięgnąć po zbiór poezji. Słowniki jednak są najważniejsze. Mamy ich mnóstwo na podorędziu; niektóre nawet z załączonym szkłem powiększającym. Są względnie tanie, lecz nawet te najdroższe (wyposażone w szkło powiększające) kosztują znacznie mniej niż jedna wizyta u psychiatry. A jeśli ktoś i tak do niego trafi, niech lepiej trafi z objawami nałogu słownikowego.
***
2. Teraz i w przyszłości proszę być dobrym dla swoich rodziców. Jeżeli Państwa zdaniem przypomina to zanadto przykazanie “Czcij ojca swego i matkę swoją”, mniejsza o to. Pragnę jedynie powiedzieć, że nie warto się przeciwko nim buntować, gdyż wedle wszelkiego prawdopodobieństwa umrą przed Państwem, mogą więc Państwo oszczędzić sobie przynajmniej tego źródła poczucia winy, a może nawet żalu.
Jeżeli już ktoś musi się buntować, proszę się buntować przeciwko tym, których nie tak łatwo zranić. Rodzice stanowią zbyt bliski cel (podobnie zresztą jak siostry, bracia, żony lub mężowie); zasięg jest taki, że nie sposób chybić. Bunt przeciwko rodzicom, pod hasłem “nie wezmę od ciebie ani grosza”, jest zasadniczo nader burżuazyjnym zjawiskiem, gdyż zapewnia buntownikowi pełen komfort, w tym przypadku komfort psychiczny – komfort własnych przekonań.
Im później człowiek przyjmie ten wzorzec, tym później stanie się burżujem psychicznym; innymi słowy, im dłużej zachowa sceptycyzm, wątpliwości, dyskomfort intelektualny, tym lepiej dla niego. Z drugiej strony, postawa “ani grosza” ma oczywiście swój wymiar praktyczny, gdyż rodzice, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, zapiszą cały swój majątek Państwu, toteż zwycięskiemu buntownikowi dostanie się nienaruszona fortuna – innymi słowy, bunt jest bardzo skuteczną formą oszczędzania.
Odsetki jednak są dobijające; rzekłbym, że prowadzą do bankructwa.
***
3. Proszę nie pokładać zbytnich nadziei w politykach – nawet nie dlatego, że są głupi lub, co gorsza, nieuczciwi, lecz dlatego, że ta praca przerasta nawet najlepszych, niezależnie od partii politycznej, doktryny, systemu czy planu. W najlepszym wypadku mogą nieco zmniejszyć zło społeczne, nigdy zaś je wyplenić.
Każda, nawet najbardziej istotna, poprawa zawsze będzie sporna pod względem etycznym, bo zawsze znajdą się tacy – choćby jeden człowiek – którzy na tej poprawie nie skorzystają. Świat nie jest doskonały; “złotego wieku” nigdy nie było i nie będzie. Świat może tylko bardziej się rozrosnąć, to znaczy bardziej się zaludnić, chociaż nie zmieni rozmiarów. Nawet gdyby wybrany przez Państwa człowiek obiecał jak najsprawiedliwiej pokroić bochen, to i tak go nie przybędzie; porcje wręcz muszą się zmniejszyć. W świetle – lub raczej w mroku – tej sytuacji warto polegać na kuchni domowej, czyli na własnym kierowaniu światem, przynajmniej tą jego częścią, która leży w Państwa zasięgu, w Państwa promieniu.
Trzeba się jednak przygotować na bolesną świadomość, że nawet własny bochen nie wystarczy; trzeba się przygotować na to, że będzie się go spożywać w nastroju tyleż wdzięczności, co zawodu. Najtrudniej zachować w tej kuchni zimną krew, bo skoro raz się poda bochen, stwarza się wiele oczekiwań. Proszę sobie zadać pytanie, czy stać Państwa na stałe dostawy bochnów, czy wolą Państwo liczyć tu na polityków? Jakikolwiek będzie wynik takich roztrząsań – jakkolwiek świat może, waszym zdaniem, polegać na waszych wypiekach – od razu warto zacząć nalegać, żeby korporacje, banki, szkoły, laboratoria i tym podobne instytucje, w których będą Państwo pracować, ogrzewane i strzeżone przez okrągłą dobę, wpuszczały na noc bezdomnych, gdy wokół zima.
***
4. Proszę się nie wyróżniać, proszę zachować skromność. I tak jest nas za dużo, a wkrótce będzie jeszcze więcej. Jeśli więc ktoś pcha się w światła rampy, musi to robić kosztem innych, którzy się tam nie dopchają. Nawet jeżeli trzeba deptać innym po palcach, to nie znaczy, że trzeba wchodzić im na ramiona. Ponadto z tego dogodnego punktu obserwacyjnego widać jedynie morze ludzi oraz tych, którzy tak jak Państwo dochrapali się równie znakomitej – a zarazem nader ryzykownej – pozycji: określanych mianem bogatych i sławnych. Na ogół biorąc, zawsze ludziom nieco trudno przełknąć to, że komuś powodzi się lepiej niż bliźnim, a kiedy bliźni idą w miliardy, trudności rosną. Trzeba dodać, że ostatnio sławnych i bogatych jest na pęczki, że tam, na szczycie, panuje okropny tłok.
Jeśli więc Państwo chcą być sławni lub bogaci, albo jedno i drugie, to droga wolna, ale nie warto się tym zbytnio napawać. Jeśli pożąda się czegoś, co ma ktoś inny, traci się swoją wyjątkowość; z drugiej strony, prowadzi to, oczywiście, do produkcji masowej. Ponieważ jednak pokonuje się dystans życia tylko raz, warto unikać najbardziej oczywistych banałów, w tym również luksusowych, ograniczonych edycji. Przypominam, że pojęcie ekskluzywności także przekreśla naszą wyjątkowość, nie mówiąc o tym, że ogranicza nasze poczucie rzeczywistości do dotychczasowych osiągnięć. Zamiast należeć do jakiegoś klubu, znacznie lepiej zmieszać się z tłumem tych, którzy, pod względem dochodów i powierzchowności, reprezentują – przynajmniej teoretycznie – nieograniczony potencjał.
Proszę się upodobnić bardziej do nich niż do innych; proszę spróbować wtopić się w szarzyznę. Mimikra to obrona indywidualności, a nie jej pogwałcenie.
Radziłbym także ściszyć głos, chociaż obawiam się zarzutu z Państwa strony, że posuwam się za daleko. Warto jednak pamiętać, że zawsze jest ktoś obok, wasz sąsiad. Nikt go Państwu nie każe kochać, ale proszę starać się go nie krzywdzić ani zbytnio mu nie dopiekać; proszę ostrożnie deptać mu po palcach; a gdyby zaczęli Państwo pożądać jego żony, proszę przynajmniej pamiętać, że dowodzi to porażki Państwa wyobraźni, nieufności – bądź niewiedzy – wobec nieograniczonego potencjału rzeczywistości.
W najgorszym wypadku proszę pamiętać z jak daleka – z gwiazd, z odmętów wszechświata, może z jego drugiego krańca – nadeszło żądanie, by tego nie czynić, oraz koncepcja, by kochać bliźniego swego jak siebie samego. Może gwiazdy – choć same wyglądają jak pożądliwe oczy – wiedzą więcej od nas o sile ciężkości, a także o tym, czym jest samotność.
***
5. Za wszelką cenę proszę unikać przyznawania sobie statusu ofiary.
Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czuwać nad palcem wskazującym, ponieważ tak lubi wytykać winy. Dźgający palec to znak firmowy ofiary – przeciwieństwo “V”, znaku zwycięstwa, a zarazem synonim poddania się. Niezależnie od nędzy swojego położenia proszę nie winić niczego ani nikogo – historii, państwa, zwierzchników, rasy, rodziców, fazy Księżyca, dzieciństwa, treningu czystości itp.
Repertuar jest tyleż obszerny, co nudny, już więc jego obszerność i nuda powinny dostatecznie odstręczyć rozumną istotę od czerpania z niego. Z chwilą gdy obarczamy coś lub kogoś winą, podważamy własną determinację do zmian; można by nawet dowodzić, że ten wytykający palec waha się tak rozpaczliwie, bo nasza determinacja od początku nie była dość duża. W końcu status ofiary ma swoje uroki. Zjednuje współczucie, zaskarbia podziw, toteż całe narody i kontynenty pławią się w pomrokach rabatu psychicznego reklamowanego jako poczucie bycia ofiarą. Istnieje cała kultura wiktymalna, od specjalistów udzielających porad osobistych aż po pożyczki międzynarodowe.
Pominąwszy rzekomy cel tej całej sieci, powoduje ona już na wstępie zaniżenie własnych oczekiwań, które pozwala dopatrywać się wielkich korzyści w mizernych darach. Ma to, oczywiście, swoje zalety terapeutyczne, a zważywszy znikomość zasobów naturalnych świata, może nawet higieniczne, toteż z braku lepszej tożsamości możemy się na to połasić – warto się jednak temu oprzeć. Choćby Państwo zebrali jak najliczniejsze, jak najbardziej niepodważalne dowody, że znaleźli się wśród przegranych, proszę temu przeczyć, dopóki rozum nie odmawia posłuszeństwa, dopóki usta mogą wyszeptać “nie”. Proszę szanować życie nie tylko za jego rozkosze, lecz również za jego niedole. Należą bowiem do tej gry; ponadto niedola nigdy nie jest oszustwem.
Jeżeli znajdą się Państwo w opałach, w tarapatach, na krawędzi rozpaczy lub w jej głębi, proszę pamiętać – to życie przemawia do Państwa jedynym dobrze mu znanym językiem. Innymi słowy, warto być po trosze masochistą – bez krztyny masochizmu nie dopełni się sens życia. Jeżeli komuś to pomoże, proszę pamiętać, że godność ludzka to absolut, a nie pojęcie cząstkowe; że nie idzie w parze z dopraszaniem się specjalnych względów, że czerpie moc z zaprzeczania oczywistości. Gdyby komuś ten argument wydał się zbyt górnolotny, niech przynajmniej pomyśli, że uważając się za ofiarę, powiększa tylko przestwór nieodpowiedzialności, którą demony i demagodzy tak lubią wypełniać, albowiem sparaliżowana wola nie jest przysmakiem aniołów.
***
6. Świat, w który mają Państwo wkroczyć i w nim żyć, nie cieszy się dobrą opinią. Jest lepszy pod względem geograficznym niż historycznym; nadal wydaje się znacznie bardziej pociągający wizualnie niż społecznie. Nie jest miły, o czym wkrótce się Państwo przekonają, a nie przypuszczam, że okaże się wiele milszy, gdy będą go Państwo opuszczali. Ale jest to jedyny świat nam dostępny – żadna alternatywa nie istnieje, a gdyby nawet istniała, nie mamy gwarancji, że byłaby dużo lepsza od obecnej. Jest w nim dżungla oraz pustynia, śliskie zbocze, bagno itd. – dosłownie – lecz, co gorsza, również w przenośni.
Mimo to, jak powiedział Robert Frost: “Najlepsze wyjście zawsze wiedzie na wskroś”. Powiedział również, już w innym wierszu, że “żyć z ludźmi to znaczy wybaczać”. Chciałbym zakończyć właśnie garścią uwag na temat tego wychodzenia na wskroś.
Proszę nie zwracać uwagi na tych, którzy będą starali się uprzykrzyć Państwu życie. A będzie ich wielu – zarówno z urzędu, jak i samozwańców. Proszę ich ścierpieć, jeśli nie sposób od nich uciec, lecz kiedy już im się Państwo wymkną, proszę okazać im jak największe lekceważenie. Nade wszystko trzeba unikać rozpowiadania o niesprawiedliwym traktowaniu z ich strony; unikać za wszelką cenę, choćby publiczność garnęła się do słuchania. Takie bowiem opowieści przedłużają żywot naszych wrogów; najprawdopodobniej liczą oni właśnie na nasze gadulstwo i na to, że przekażemy swoje doświadczenia innym.
Jeden człowiek nie jest wart wyrządzania niesprawiedliwości (podobnie zresztą jak wymierzania sprawiedliwości). Stosunek jeden do jednego nie usprawiedliwia takiego wysiłku – liczy się tylko echo. Oto główna zasada każdego ciemięzcy, czy to wspieranego przez państwo, czy samouka. Trzeba więc zmóc lub zagłuszyć to echo, a tym samym nie dopuścić, by samo zdarzenie, jakkolwiek przykre bądź przełomowe, zabrało nam więcej czasu niż ten, w którym się rozegrało. Czyny naszych wrogów nabierają znaczenia lub wagi zależnie od naszych reakcji. Proszę więc przemykać przez nie lub obok nich, jak gdyby to nie były czerwone światła, lecz żółte.
Nie warto ich roztrząsać w myślach ani w słowach; nie warto szczycić się tym, że się je wybaczyło lub zapomniało – a w najgorszym wypadku lepiej najpierw zapomnieć. W ten sposób oszczędzą Państwo swoim komórkom mózgowym wielu zbędnych wzburzeń; w ten sposób również mogą nawet Państwo uchronić tamtych durniów przed skutkami własnej głupoty, bo perspektywa zapomnienia jest krótsza od perspektywy wybaczenia.
Radzę więc zmienić kanał: skoro nie można zamknąć tej stacji, można przynajmniej zmniejszyć jej notowania. Wprawdzie takie rozwiązanie nie dogodzi zapewne aniołom, lecz z całą pewnością ugodzi diabły, a w danej chwili tylko to się liczy.
I na tym chyba poprzestanę. Jak powiedziałem, będę rad, jeżeli moje słowa się Państwu przydadzą. Jeżeli nie, to znaczy, że są Państwo znacznie lepiej przygotowani do przyszłości, niż można by się spodziewać po ludziach w tym wieku. Co pewnie również stanowi powód do radości – nie do obaw. Tak czy owak – niezależnie od stopnia przygotowania – życzę szczęścia, bo bynajmniej nie czeka Państwa piknik, czy ktoś jest przygotowany, czy też nie, szczęście więc na pewno się przyda. Mam jednak nadzieję, że dadzą sobie Państwo radę. Nie jestem Cyganką; nie potrafię wróżyć, lecz nawet gołym okiem widać, że sporo przemawia na Państwa korzyść.
Chociażby to, że urodzili się Państwo, a zatem pół bitwy mają Państwo wygrane, i mieszkają w demokracji – czyli w pół drogi między koszmarem a utopią – która rzuca jednostce mniej kłód pod nogi niż jej alternatywy.
Obszerny fragment eseju, który jest częścią zbioru “Pochwała nudy” wznowionego właśnie przez Znak